FOTOGRAFICZNIE NA FACEBOOK-u

środa, 2 października 2024

O KSIĘDZU MAKSYMILIANIE WAŚKIEWICZU

Swojego czasu napisałam: ... Wincenty Waszkiewicz, jeden z moich czterech pradziadków (ojciec mojej ojczystej babci) zmarł w dniu 31 marca 1938 roku. Akt jego zgonu został wystawiony (na nazwisko Waszkiewicz) w wolskiej parafii św. Wojciecha w Warszawie. Na płycie nagrobka, gdzie jest pochowany wraz ze swoją żoną Jadwigą (Cmentarz Wolski) widnieje "od zawsze" nazwisko zapisane w formie Waśkiewicz. Jedna z czterech sióstr mojej babci upierała się, że właśnie tak powinno brzmieć ich rodowe nazwisko i tak też postanowiła uwiecznić je na nagrobku rodziców. Moja babcia (najmłodsza z rodzeństwa) twierdziła jednak, że to jakaś "fanaberia" (sama we wszystkich dokumentach miała wpisane nazwisko panieńskie Waszkiewicz). Śmiała się, że jedna z jej sióstr odnalazła "jakiegoś tam" księdza, który zwał się Waśkiewicz i twierdząc, że są z nim spokrewnione podszyła się pod rodzinę owego księdza ...

I podsumowując tamten post stwierdziłam, że: ... wszystko wskazuje na to, że siostra mojej babci miała rację i ich panieńskie nazwisko brzmiało, w określonym czasie, Waśkiewicz. Ale i moja babcia nie myliła się - ona i przynajmniej jedna z jej sióstr urodziły się z nazwiskiem Waszkiewicz. Czyżby powiązania z "jakimś tam" księdzem Waśkiewiczem nie były jednak wyssane z palca?

Myślę, że najwyższy czas wrócić do tych rozważań.

Początki rodzinnej "legendy".
Między Franciszką Hanną Lasecką i Władysławą Tokarską - rodzonymi siostrami, najmłodszymi z pięciu sióstr Waś(sz)kiewiczównych, było tylko trzy lata różnicy. Obie urodziły się na przedwojennej warszawskiej Woli. Pamiętam, że pół żartem, pół serio, ale latami spierały się o to, jak powinno brzmieć ich rodowe nazwisko (pisane z -ś-, czy może -sz-). Najczęściej ze wszystkich sióstr to właśnie je dwie widywałam razem. Wynikało to być może z racji ich zbliżonego wieku, a może dlatego, że ich starsze siostry pamiętam jak przez mgłę. Ciotka Zośka odeszła pierwsza w 1978 roku w wieku sześćdziesięciu jeden lat, Irka - ta, co miała kilku mężów w 1990 roku mając osiemdziesiąt trzy lata, a Lotka w roku 2002 skończywszy dziewięćdziesiąt lat. 
A więc tak ... Hanka była w posiadaniu pewnego maszynopisu, który następnie przeszedł w ręce Władki, później jej syna, aż w końcu trafił do mojej biblioteczki, czyli do biblioteczki wnuczki babci Władzi. Czyż to nie jakieś zrządzenie losu, że to opasłe tomisko liczące sto dziewięćdziesiąt dziewięć jednostronnie zapisanych kart trafiło właśnie w moje ręce? Z tego, co mi wiadomo to ja jedynie staram się odtwarzać dzieje rodziny, w jakiś sposób je porządkować i opisywać. Nie muszę zatem przekonywać, że ów maszynopis jest dla mnie nie lada gratką. Pożółkły już teraz papier z równie pożółkłą szarobeżową cienką tekturową okładką kryje w sobie wystukane na mechanicznej maszynie do pisania "pamiętne moje dni utrapienia" - jak to napisał w dedykacji sam autor. Któż to taki? To ksiądz Maksymilian Waśkiewicz. "Ludzkie wyroki i boskie zmiłowanie", bo taki tytuł ksiądz nadał swojemu dziełu, traktuje o jego osobistych przeżyciach związanych z represjami, których doświadczył ze strony polskich powojennych władz komunistycznych. 
"Nigdy nie myślałem pisać o mych przeżyciach więziennych i o tym wszystkim, co było z nimi związane. Nie miałem nawet odwagi mówić o niektórych wydarzeniach z tego okresu. I latami milczałem, milczałem. Z tej nocy milczenia zbudzili mnie moi młodzi przyjaciele księża z Ursusa, wśród nich szczególnie: ks. Lech Woźnicki, ks. Mieczysław Nowak, ks. Witold Świeboda i ks. Edmund Rzeszowski, a zbudzili mnie prośbami: - Niech Ksiądz wszystko opisze! ... Niech Ksiądz opisze! ..."
Trzeba wiedzieć, że słowa te ksiądz Maksymilian napisał w roku 1984, a więc na pięć lat przed upadkiem systemu komunistycznego w Polsce. 
Wspomnienia zaczynają się wzmianką o biskupiej wizytacji w podłowickiej parafii Łyszkowice, która miała miejsce w dniu 19 maja 1957 roku. To tego dnia ksiądz biskup Wacław Majewski ogłosił księdzu Maksymilianowi (wówczas rektorowi - kapelanowi u sióstr Bernardynek w Łowiczu), iż wyznacza go na proboszcza parafii w Kurdwanowie. Na księdza Maksymiliana - jak sam wspomina - padło z miejsca, jak grom z jasnego nieba, złowrogie przeczucie ... zapowiedź grożącego zła. A całe to nieszczęście zaczęło się od ... "zachowania i naprawy wieży tego kościoła" 

/fotografia pochodzi ze spisanych wspomnień księdza Maksymiliana Waśkiewicza
noszących tytuł: "Ludzkie wyroki i boskie zmiłowanie", Warszawa 1984/

... kościoła w Kurdwanowie, gdzie ksiądz Maksymilian objął parafię już 21 czerwca 1957 roku. Nie jest, w tym miejscu, moim celem szczegółowe opisywanie tych wszystkich przeżyć księdza, jego bolączek, utrapień z parafianami, walki o nauczanie religii w szkole, a w konsekwencji wielogodzinnych przesłuchań najpierw w siedzibie Wojewódzkiej Komendy Milicji Obywatelskiej mieszczącej się przy ówczesnej ulicy Sierakowskiego 7 na warszawskiej Pradze (obecnie to ulica Kłopotowskiego; sam gmach był w latach 1946-1956 siedzibą Wojewódzkiego Urzędu Bezpieczeństwa Publicznego, wcześniej w okresie okupacji hitlerowskiej służył Szpitalowi Przemienienia Pańskiego - częściowo przeniesionemu we wrześniu 1939 roku z Placu Weteranów, pierwotnie gmach wybudowany został jako dom akademicki dla żydowskich studentów uczelni warszawskich i działał od grudnia 1926 roku), później w areszcie śledczym przy ulicy Rakowieckiej 37. Nadmienię tylko, że w 1960 roku ksiądz Maksymilian Waśkiewicz został skazany na osiemnaście miesięcy więzienia i cztery tysiące złotych grzywny za ... wypowiadanie "szyderczych" uwag pod adresem dzieci, które nie chodzą w niedzielę na mszę świętą, o czym można przeczytać w prasie wydawanej za granicami ówczesnego państwa polskiego (patrz: Orzeł Biały, nr 634 z dnia 16 czerwca 1960 r., ostatnia strona, prawa szpalta); a także: 

 
The Catholic Transcript, nr 7/1960 


Bo w kraju pisano zgoła inaczej. Na przesłuchaniu w Urzędzie Wojewódzkim mającym swoją siedzibę przy ulicy Filtrowej 57 w Warszawie w dniu 4 lutego 1960 roku  (jeszcze przed aresztowaniem, które nastąpiło osiem dni później) księdzu Maksymilianowi wręczono egzemplarz Trybuny Mazowieckiej z tegoż samego dnia - 4 lutego tamtego roku, w którym to dzienniku organu komitetu wojewódzkiego PZPR widniał wydrukowany artykuł o "nadużyciach" księdza Waśkiewicza zatytułowany "Obskurantyzm, politykierstwo i ewangelia", na które to kalumnie ksiądz Maksymilian ze wzburzeniem zareagował: "... Same kłamstwa! ... Wszystko można napisać, papier wszystko przyjmie ..." i następnie wysłał, zgodnie z "sugestią" przesłuchującego go zastępcy przewodniczącego wydziału wyznań tegoż urzędu, do redakcji owej gazety, a także do samego Urzędu Wojewódzkiego stosowne wyjaśnienia, odpowiedź-obronę, której skróconą wersję zamieścił w swoich wspomnieniach:



W celu powiększenia proszę kliknąć na zdjęcia.

Myślę, że w tym miejscu, powyższe wystarczy jeśli chodzi o przybliżenie problemów, z jakimi borykał się ksiądz Maksymilian Waśkiewicz podczas swojej posługi kapłańskiej w kurdwanowskiej parafii.

Chciałabym natomiast skupić się na odtworzeniu linii życia, jak nazywam powiązania rodzinne między krewnymi i na umiejscowieniu Maksymiliana Waśkiewicza w odpowiednim miejscu konkretnej linii. W swoich wspomnieniach, ku mojemu rozczarowaniu, Maksymilian praktycznie w ogóle nie pisze o rodzinie. Wspomina jedynie, że podczas pierwszego z przesłuchań, został zapytany o imię ojca i matki oraz o datę i miejsce swojego urodzenia, które to dane były następnie dla mnie punktem wyjścia do przeprowadzenia dalszej kwerendy.

Maksymilian Waśkiewicz - notka biograficzna.
Maksymilian był synem Antoniego Waśkiewicza i Heleny z domu Hempel. Urodził się 25 października 1910 roku w Ostrołęce nad Pilicą położonej w dzisiejszym powiecie grójeckim województwa mazowieckiego (patrz: akt nr 56/1910, par. Najświętszej Marii Panny Ostrołęka). Jego ojciec był organistą zgodnie z zapisem w powyższym akcie metrykalnym w miejscowym kościele parafialnym, czyli w Ostrołęce. Natomiast we wspomnieniach jest wzmianka, iż jego ojciec, owszem był organistą, ale w parafii Radziwiłła w Nieborowie (czyli w parafii Matki Bożej Bolesnej w Nieborowie, której siedzibą jest od roku 1887 świątynia ufundowana przez księcia Zygmunta Radziwiłła), a ta jest położona ponad sto kilometrów od Ostrołęki nad Pilicą. Tę rozbieżność postaram się wyjaśnić podczas szczegółowej kwerendy dotyczącej wszystkich potomków Antoniego Waśkiewicza i Heleny Hempel (nadmienię tutaj tylko, że jedno z ich dzieci - Jan urodził się w 1915 roku w Tomaszowie Rawskim - obecnie to Tomaszów Mazowiecki).

Skoro to właśnie nazwisko Waśkiewicz łączy Maksymiliana z moimi krewnymi, a co za tym idzie i ze mną, to linia po mieczu jest tą właściwą, aby te powiązania odkryć.
Ojciec - Antoni urodził się 3 listopada 1875 roku w Ryczymwole powiatu kozienickiego (patrz: akt nr 44/1873, par. św. Katarzyny Ryczywół) jako syn Franciszka Wa(sz)śkiewicza i Rozalii Ochmańskiej. Zdaje się, że już tutaj "jesteśmy w domu". Przecież również w Ryczymwole sześć lat później urodził się mój pradziadek Wincenty Waszkiewicz! Wróćmy do wywodu przodków Maksymiliana ... Franciszek, czyli dziadek naszego dzisiejszego bohatera przyszedł na świat 15 października 1848 roku w sąsiednich Wilczkowicach (patrz: akt nr 57/1848, par. św. Jakuba Świerże Górne), ale ożenił się i osiadł w Ryczymwole skąd pochodziła jego żona Rozalia, tam też zmarł. Ojcem Franciszka, a więc pradziadkiem Maksymiliana był Adam. On znowu rodzi się w Ryczymwole w Wigilię Bożego Narodzenia roku 1823 (patrz: akt nr 42/1823, par. św. Katarzyny Ryczywół). Także tam żeni się z Agnieszką Galińską i tam umiera. No i proszę ... Adam jest tą osobą, której szukałam. Pradziadek Maksymiliana jest równocześnie pradziadkiem Władki, Hanki, Zośki, Lotki i Irki - "moich" sióstr Waś(sz)kiewiczównych. Żadne z tej szóstki nie miało szansy poznać pradziadka - ten zmarł w 1885 roku. A więc to pierwszy wspólny przodek łączący mnie z Maksymilianem. Poniżej zamieszczam wykres obrazujący to powiązanie.

W celu powiększenia wykresu proszę kliknąć na zdjęcie.

Tak więc "fanaberie" ciotki Hanki się potwierdziły. Czy moja babcia bardzo zdziwiłaby się, gdybym jej o tym powiedziała? Wspólny pradziadek wydaje mi się dzisiaj niezbyt odległym pokrewieństwem. Ale może to tylko "skrzywienie" pasjonatki genealogii, a w rzeczywistości nie każdy potrafi wymienić, jeśli nie wszystkich, to większości potomków własnych pradziadków?

Wracając do Maksymiliana Waśkiewicza ... z tego co udało mi się ustalić, to oprócz parafii w Kurdwanowie, która przysporzyła mu wielu problemów, i w której pełnił funkcję proboszcza w latach 1957 - 1960 swoją kapłańską posługę ksiądz ten pełnił również:
Maksymilian Waśkiewicz zmarł 21 stycznia 1992 roku, a więc osiem lat po napisaniu wspomnień. Został pochowany na Starych Powązkach w Warszawie ... i w tym miejscu zaczyna się kolejna ciekawa historia i zagadka, którą postaram się rozwiązać, bowiem ... 

Kwatera 30, rząd 3, miejsce 1 - Cmentarz Stare Powązki w Warszawie.
... proszę spojrzeć na inskrypcje na pomniku (w celu powiększenia proszę kliknąć na zdjęcie):

/źródło: nieobecni.com.pl/

... ale to już historia na kolejny wpis na blogu ... 

niedziela, 18 lutego 2024

LISTA EDYTOWANYCH / ZAKTUALIZOWANYCH WPISÓW ARCHIWALNYCH

Pasja genealogiczna ma tę właściwość, że nigdy nie ma końca, a dane już zebrane podlegają z czasem nowym analizom. Dochodzą także nowe informacje, które powinny pojawić się w opublikowanych wcześniej wpisach. Dlatego też postanowiłam przyjąć na swoim blogu zasadę uaktualniania archiwalnych postów (w miarę potrzeb), a informacje o tych uaktualnieniach zbierać w jednym, jedynie temu służącym, wpisie pod tytułem "Lista edytowanych / zaktualizowanych wpisów archiwalnych".
W tym poście będę na bieżąco umieszczać linki do edytowanych wpisów na blogu z podaniem daty edycji i czego owa edycja dotyczyła. Początek edytowanych fragmentów wpisów archiwalnych jest każdorazowo oznaczany poprzez, wyróżnione czerwoną czcionką, stwierdzenie: EDYCJA w dniu ......... , a koniec jako: Koniec EDYCJI.
Mam nadzieję, że przyjęta przeze mnie zasada nie będzie zbytnim utrudnieniem zarówno dla mnie, jak i dla czytelników mojego bloga. Wierzę, że będzie skutkowała także większą przejrzystością publikowanych postów, do której dążę. Chciałabym, aby w miarę przybywania kolejnych wpisów, można było z łatwością zachować określoną czytelność i klarowność na blogu.


*******
EDYCJE z dnia 24 lutego 2024 r.:

  • wpis uzupełniłam o fragment artykułu Anety Wawrzyńczak zawierający wspomnienia jednej z przedwojennych mieszkanek budynku przy ulicy Bema 54 - Pani Leokadii Białkowskiej


EDYCJE z dnia 18 lutego 2024 r.:

  • wpis uzupełniłam o nową informację i swoje przemyślenia odnośnie prawdopodobnego zamieszkiwania Jadwigi Waszkiewiczowej z córkami pod adresem Balicka 5


EDYCJE z dnia 15 stycznia 2021 r.:

  • dodałam informację odnośnie stanu zaniedbania ulicy Sokołowskiej (przy Górczewskiej) podaną w Gazecie Porannej z 1916 roku
  • uzupełniłam informację dotyczącą wybrukowania ulicy Sokołowskiej w roku 1925


EDYCJE z dnia 13 marca 2020 r.:

  • dodałam trzy zdjęcia kościoła św. Stanisława na Woli i uzupełniłam wpis odnośnie ulicy Sokołowskiej w roku 1905


EDYCJE z dnia 25 września 2017 r.:

WIELGOLESKIE CUDA. CZĘŚĆ I - PRZESŁANIE PRAPRAPRABABCI ANNY ZAWOLSKIEJ:
  • dodałam aktualny wykres "Najbliższej rodziny Anny Zawolskiej"
  • wyjaśniłam, dzięki jednemu z czytelników, określenie słowa "Jegry", które pojawiło się we wspomnieniach Anny Zawolskiej
  • dodałam informację odnośnie schwytania księdza Brzózki i link do opracowania Pana Dariusza Kosieradzkiego poświęconego temu wydarzeniu 
  • załączyłam skany z książki Pana Zygmunta Gajowniczka dotyczące wspomnień spisanych przez Annę Zawolską
  • poddałam w wątpliwość uczęszczanie Anny Trojankównej do szkoły w Wielgolesie, a także przewidywane wcześniej miejsce jej urodzenia oraz zamieszkania zarówno Anny jak i jej matki
  • dodałam adnotacje odnośnie udanego kontaktu z przedstawicielami potomków Bronisława Zawolskiego, a także Jana Zawolskiego (braci Antoniny Kowalewskiej z domu Zawolskiej)
  • uzupełniłam części wpisu zatytułowane: "Co wiem.", "Czego szukam?" i "Zadania do wykonania!" o nowo uzyskane informacje
  • wpis uzupełniłam o adnotację dotyczącą nowych informacji na temat Antoniny Kowalewskiej z Zawolskich i jej potomków otrzymanych od poznanych kuzynek z bocznych linii

sobota, 17 lutego 2024

WARSZAWSKI ADRES: BEMA 52

Skoro już ustaliłam pierwszy pewny! adres, pod którym mieszkali przed II wojną światową moi pradziadkowie Waszkiewiczowie (na pewno w latach 1916 - 1924) i gdzie się urodziła moja babcia Władzia (rok 1921); patrz: poprzedni wpis, to nie mogę przejść nad tym ot tak ... po prostu. Muszę zgłębić temat szczegółowo na tyle, na ile będę w stanie.

O mieszkańcach kamienicy przy Bema 52 już nieco pisałam poprzednio. Przy czym oczywiste jest, że w gazetach nie pojawiają się szersze informacje o zwykłych, prawych mieszkańcach, ale za to o tych, którzy z prawem miewali na bakier - o, to już tak - o takich pisano, i przecież pisze się do dnia dzisiejszego, nader chętnie. Dlatego wyłuskując z ówczesnej prasy adres Bema 52 mamy obraz niepełny, nieoddający rzeczywistej struktury mieszkańców. Ale i tak dobrze wiedzieć kogo moi przodkowie mieli za sąsiadów.

Teraz pora przyjrzeć się jak wyglądała owa nieruchomość przy ulicy Bema 52 (nr hipoteczny 498-B).
Pierwszym zdjęciem, jakie udało mi się znaleźć jest to z poprzedniego posta ... tutaj zaznaczyłam na zielono, która to posesja.

/Zdjęcie lotnicze z roku 1935/

/Fragment mapy z 1936 roku/

W szerszym kadrze wygląda to następująco.


Na powyższym zdjęciu lotniczym zaznaczyłam charakterystyczne obiekty, które mam zamiar odnaleźć na historycznych zdjęciach tego terenu. Być może uda mi się tym sposobem zobaczyć dom/kamienicę, w której mieszkali moi przodkowie.
Jak widać na powyższym, okolica była stricte przemysłowa ... jak to Wola. Z lewej strony były tereny Fabryki Lilpop, Rau i Loewenstein. Powyżej nich Fabryka Gerlach i Pulst przy ówczesnej ulicy Dworskiej 29 (powojenna Fabryka Wyrobów Precyzyjnych im. gen. Świerczewskiego przy ulicy Kasprzaka). Budynek mnie interesujący był posadowiony między ówczesną ulicą Bema (zaznaczoną na zielono), a torami obwodowej linii kolejowej. Powyżej widać magazyny zbożowe i zaznaczone cztery elewatory przy ulicy Bema 60a. Natomiast na prawo od nich dwa zbiorniki gazowe przy ulicy Prądzyńskiego 12/14.

Poniżej oznaczone ulice (stan przedwojenny na niebiesko i obecnie).


I teraz zaczyna się zabawa ...

Lilpop, Rau i Loewenstein - ulica Bema 65.
Fabryka założona/wykupiona w 1866 roku przez Stanisława Lilpopa i Wilhelma Rau od braci Evans  mająca początkowo swoją lokalizację w Śródmieściu przy ulicy Świętojerskiej, a później od 1904 roku na Woli przy ówczesnej ulicy Bema 65. Był to największy zakład przemysłowy międzywojennej Warszawy zatrudniający w 1938 roku ponad trzy i pół tysiąca pracowników. Na przestrzeni lat produkowano tam lokomotywy, wagony i szyny kolejowe, mosty, maszyny parowe, samochody i wiele innych urządzeń technicznych. Zakłady działały do sierpnia 1944 roku. W czasie powstania warszawskiego Niemcy wywieźli do Rzeszy wszystkie maszyny, urządzenia, dokumentację spółki oraz ... pracowników (a jeszcze w kwietniu 1944 roku zakłady zatrudniały około dwóch tysięcy pracowników). W październiku 1944 roku Niemcy zniszczyli wszystkie zabudowania fabryczne (ocalało jedynie kilka budynków biurowych).

/Widok na Zakłady Lilpop, Rau i Loewentein, okres międzywojenny. Myślę, że zdjęcie mogło zostać zrobione z terenu magazynów zbożowych. Na pierwszym planie widać ulicę Prądzyńskiego, następnie niewielkie budynki między Prądzyńskiego, a torami ... a za nimi ulicę Bema i charakterystyczny łamany budynek na terenie zakładów Lilpopa. /


Gdyby fotograf zwrócił swój obiektyw nieco bardziej w lewą stronę to moglibyśmy zobaczyć klin działek wytyczony przez tory i ulicę Bema, w którym to miejscu (druga działka od narożnika) była posesja z adresem Bema 52. Niestety tak się nie stało.

Gerlach i Pulst, ulica Dworska 29.
Towarzystwa Akcyjne Fabryki Maszyn założone przez Wilhelma Gerlacha początkowo przy ulicy Srebrnej jako tokarnia metali. Od roku 1897 w spółce z E. Pulstem. Zakład produkował tokarki i frezarki oraz maszyny do wyrobu broni. W latach 1899 - 1900 fabryka została przeniesiona do nowych zabudowań właśnie przy ówczesnej ulicy Dworskiej 29. W roku 1915 praktycznie całe wyposażenie fabryki zostało wywiezione na wschód przez wycofujących się z Warszawy Rosjan. Zniszczona w czasie I wojny światowej fabryka została następnie odbudowana i funkcjonowała do roku 1939 jako Państwowa Fabryka Karabinów będąca częścią Państwowych Wytwórni Uzbrojenia.

/Widok na Fabrykę Gerlach i Pulst od strony ulicy Bema ponad torami kolei obwodowej. Na horyzoncie po lewej kopuły cerkwi przy ulicy Wolskiej, zdjęcie sprzed 1939 roku; źródło: www.warszawa1939.pl/


Na obu zdjęciach starałam się zaznaczyć czerwoną strzałką ten sam kierunek ... pierwsze zdjęcie zostało zrobione ponad dachami zabudowań oznaczonych na drugim zdjęciu okręgiem. Czerwoną linią oznaczyłam ścieżkę/drogę odchodzącą od torów i myślę, że jest to zaczątek obecnej ulicy Prymasa Tysiąclecia.
Wniosek: na pierwszym zdjęciu nie zobaczymy interesującej mnie posesji przy ulicy Bema 52.

Wolskie magazyny zbożowe, ulica Bema 60a.
Trzy budynki magazynowe plus cztery elewatory zbożowe powstały około 1892 roku jako magazyny zapewniające zapasy zboża dla stacjonujących w Warszawie wojsk rosyjskich. W okresie międzywojennym magazynami zarządzały Miejskie Zakłady Zaopatrywania Warszawy. We wrześniu 1939 roku zostały zbombardowane i doszczętnie zniszczone, a ruiny rozebrano jeszcze w czasie II wojny światowej.

/Widok na zbombardowane magazyny zbożowe, widoczne palące się cztery elewatory, wrzesień 1939 rok/ 


No i proszę ... udało mi się w końcu znaleźć budynek mający adres Bema 52! Co prawda zdjęcie zrobione przez Niemców nie jest, jak na nasze współczesne standardy, zbyt wyraźne, ale coś tam widać.

/W zielonym okręgu kamienica przy ulicy Bema 52, numer hipoteczny 498-B, wrzesień 1939 rok/

/Nie jestem pewna, ale wygląda mi na dwu, może trzypiętrowy budynek/

Gazownia miejska, ulica Dworska 25/Prądzyńskiego 12/14.
Z uwagi na konieczność zwiększenia produkcji gazu dla rozrastającej się Warszawy w latach 1886 - 1888 wybudowano na terenie wsi Czyste Zakład Gazowy nr 2. Na przestrzeni lat gazownię rozbudowywano, a w 1920 roku powstała od ulicy Bema bocznica kolejowa służąca do transportu węgla z zakładu przy ulicy Dworskiej do pierwszego zakładu przy ulicy Ludnej. We wrześniu 1939 roku gazownia została zbombardowana przez Niemców - zniszczeniu uległa część zabudowań, ale już w październiku tamtego roku, po niezbędnych pracach remontowych, wznowiła pracę. Pod koniec wojny okupant wymontował większość urządzeń, a budynki przygotował do wysadzenia.

/Widok na dwa południowe elewatory zbożowe przy ulicy Prądzyńskiego. Zdjęcie mogło być zrobione, z któregoś z budynków zakładów Lilpopa, lata 1926 - 1928. Myślę, że podobny widok mogli mieć moi pradziadkowie z podwórka kamienicy przy ulicy Bema 52 w kierunku ulicy Prądzyńskiego./



Opracowując ten tekst opierałam się na informacjach zaczerpniętych z niżej wymienionych stron internetowych:

*******

P.S. Jeden z członków grupy genealogicznej na facebook-u (dziękuję Panie Macieju) podzielił się ze mną linkiem do bardzo ciekawych wspomnień Pani Leokadii Białkowskiej - mieszkanki domu przy ulicy Bema 54 (to ta posesja w samym narożniku między torami, a ulicą Bema właśnie). Rozmowę z Panią Leokadią przeprowadziła Małgorzata Rafalska-Dudek w dniu 9 kwietnia 2014 roku. 
Pani Leokadia w 1939 roku miała jedenaście lat, a na Bema mieszkała mniej więcej od roku 1935 razem ze starszą o dziesięć lat zamężną już siostrą i matką. W sąsiedniej kamienicy - na Bema 52 (a więc w tej samej, co moi pradziadkowie Waszkiewiczowie) mieszkała babcia Pani Leokadii oraz ciocia, która prowadziła tam sklep. Niejedno wspomnienie Pani Leokadii pokrywa się z tym, o czym mówiły moje babcie - wojna zastała je obie także w Warszawie ... chociaż myślę, że moja prababcia Jadwiga Waszkiewiczowa z córkami, na Bema już w tym czasie nie mieszkała (to, co wiem na pewno to fakt, że najstarsza jej córka Marcela Irena w roku 1926 mieszkała już razem z mężem Aleksandrem Sarłatem przy ulicy Balickiej 5). Mimo to przeczytałam te wspomnienia z ogromną ciekawością i z wielkimi emocjami.
Tutaj skupię się tylko na opisach jak wyglądało najbliższe otoczenie ... Pani Leokadia wspomina:

"... Nazywam się Leokadia Białkowska z domu Poprawska.

Gdzie pani mieszkała przed wojną?
Mieszkałam w Warszawie, ulica Bema 54.

A jak wygląda ta okolica, ten dom, w którym pani mieszkała, ulica? Czy ona była gęsto zabudowana?
Tak, to była ulica... Po jednej stronie, po prawej stronie, jak się wchodzi w ulicę Bema, to była właśnie ta fabryka Lilpopa. Dalej była wtedy posiadłość Czaplickich i tam był właśnie zaraz... Dom to tam hen w polu mieli rodzice tych państwa Czaplickich, natomiast od ulicy był taki jednopiętrowy domek i ten sklep był. Nad tym było mieszkanie, jedno tylko, jakby służbowe, i dalej, właśnie po tej stronie co fabryka, znów była przestrzeń wolna, niezabudowana, tylko w podwórku jeszcze była kamienica taka, [to znaczy] kawałek dalej, taka kamienica z oficyną. I później przestrzeń polna aż do ulicy prawie Gumieńskiej. Tam dopiero były zabudowania, z prawej strony boczna ulica, w prawo się szło i tam po obu stronach były takie jakby wille. A po drugiej stronie Bema, pierwszy dom od przejazdu... Bo tu był przejazd – jak fabryka Lilpopa, to był przejazd, połączenie Bema, która szła od Wolskiej i tutaj w stronę właśnie, gdzie ja mieszkałam, był przejazd. I tam po prostu pierwszy dom to był właśnie nasz. Znaczy do naszego domu szło się ładnych parę metrów, bo to prawie kończył się front fabryki, to te nasze okna wychodziły na ten budynek. Zaraz koło nas był Bema 52 i już tutaj ta strona była... budynki były. I przed budynkami była właśnie ta kamienica, tam był w czasie okupacji zamach, w tej kamienicy.

Jak wyglądał ten dom, w którym pani mieszkała? W którym roku pani tam zamieszkała?
Albo to był trzydziesty trzeci, albo trzydziesty piąty. Ale raczej chyba trzydziesty piąty, bo właściwie nie wiem, myśmy się chyba sprowadzili po pogrzebie wujka, a wujek zmarł w trzydziestym piąty roku, tak mi się wydaje.

Jaki to był dom?
To właśnie ten drewniak.

Ale proszę opowiedzieć, jak wyglądał.
No drewniak jednopiętrowy z podmurówką, osiemnaście lokali, osiemnaście mieszkań.

Gdzie była szkoła na Bema?
Róg Wolskiej i Bema, ten budynek właściwie może nie tak na rogu, kawałeczek, parę metrów od rogu Wolskiej.

Tam pani chodziła przed wojną, tak?
Tak, tam chodziłam, tam byłam u Pierwszej Komunii z tej szkoły – właśnie u Świętego Stanisława na Bema byłam u Pierwszej Komunii. No więc nas przepędzono z jednej szkoły do drugiej, bo tam zajęli Niemcy na koszary. To był duży [budynek], właściwie ocalał ten budynek, trzy skrzydła. Były trzy szkoły, [szkoła numer] 182, 183, 132.

Wszystkie podstawowe?
Wszystkie podstawowe.

Do której pani chodziła?
Do [szkoły numer] 183, do pani Wandy Wróblewskiej ..."


EDYCJA w dniu 24 lutego 2024 roku: Przeglądając internetowe zasoby natrafiłam także na artykuł Anety Wawrzyńczak z dnia 9 sierpnia 2019 roku, upamiętniający hitlerowską zbrodnię, do której doszło w sierpniu 1944 roku w domu przy ulicy Bema 54. Autorka przytacza m.in. wspomnienia wspomnianej wyżej Pani Leokadii Białkowskiej. Czego nowego możemy się dowiedzieć jeśli chodzi o opis posesji o numerze 54? Pani Leokadia wspomina:

"W 1933 zamieszkałam z rodzicami przy ulicy Bema 54 m. 12. (…) Dom, w którym mieszkałam, był drewniany, z podmurówką z cegły, jednopiętrowy, mieszkało 18 rodzin. Na piętrze mieliśmy zrobiony ołtarzyk, przy którym co wieczór modliliśmy się w czasie okupacji o przetrwanie". 
Za pomoc wizualną do odświeżenia wspomnień służy rysunek wykonany odręcznie na kartce w kratkę. Pani Leokadia pokazuje po kolei: tu był dom numer 54, furtka, dalej podwórko z wejściem do klatki schodowej i jeszcze dalej małym sadem.


Autor: Aneta Wawrzyńczak, źródło: WP.PL 
/RYSUNKI KAMIENICY PRZY BEMA 54 WYKONANE PRZEZ LEOKADIĘ BIAŁKOWSKĄ. 
PRZEDWOJENNE ZDJĘCIA BUDYNKU NIE ZACHOWAŁY SIĘ/

"Nam, dzieciakom, nie bardzo wolno tam było wchodzić, ogród był zamknięty na furtkę, ale zawsze gospodarz nam jakieś owoce rozdawał: jabłka, gruszki, śliwki. No i kwiaty miał. Nieraz dał do ołtarzyka, ale nie bardzo chciałyśmy, żeby ścinał, wolałyśmy chodzić na Elekcyjną do kwiaciarek – opowiada pani Leokadia. Właśnie w tym domu mieszkało 18 rodzin, dziewięć mieszkań na parterze i dziewięć na piętrze. U nas, na pierwszym, było dużo dzieci, w każdym lokalu po dwoje-troje, na parterze mniej. Bardzo czysto było, dlatego że gospodarz to był stary kawaler, cały czas chodził jak mrówka, bez przerwy sprzątał, coś poprawiał - wspomina". /"Zbrodnia przeokrutna i wymagająca napiętnowania" - Aneta Wawrzyńczak, 9 sierpnia 2019 r., magazyn.wp.pl/ Koniec EDYCJI.



*******

WSPÓŁZALEŻNE WPISY: